Przejdź do głównej zawartości

Kowalska Grażyna


GRAŻYNA DOROTA KOWALSKA – od urodzenia warszawianka, mieszka na Pradze, jest humanistką, poetką. Literatura to jej pasja, szczególnie jest jej bliska literatura okresu pozytywizmu. Od 2009 roku jest czynnym członkiem Klubu Literackiego „Nasza Twórczość” przy Stowarzyszeniu „Wspólnota Polska”, który mieści się w Domu Polonii w Warszawie. Jest członkinią II Warszawskiego Oddziału Stowarzyszenia Autorów Polskich. Należy również do Grupy Literackiej „Poetica” Klubu Twórczości „ŻAR” przy Związku Niewidomych w Warszawie. W 2010 r. ukazała się jej broszura poetycka z wierszami lirycznymi, staraniem autorki, w tym samym roku zaistniała w Mini Słowniku Biograficznym Polskich Współczesnych Poetów Religijnych – Tarnowskie Góry /2010 – tom IV/. W lipcu 2011 roku wydała pierwszy tomik poezji zatytułowany „Tancerka”, zbiór wierszy. W latach 2011 – 2013 zaistniała w Almanachu Literackim „Krajobraz stworzenia”, w Antologii III o Warszawie, pt. „Pieszo, metrem, dorożką”, a także w Almanachu VI Praska Przystań Słowa. Jej wiersze ukazały się w miesięczniku „Myśl Literacka”, kwartalniku „Sekrety Żaru”, gazecie RSTK „Własnym Głosem”, a także w Kwartalniku Literackim „POEZJA dzisiaj”, natomiast w 2014 r. w Almanachu „Miłosteńki” wydanym przez Klub Literacki „Nasza Twórczość”. W 2015 r. zaistniała w Międzynarodowej Antologii SAP II zatytułowanej „Boso po ściernisku”, i „Kocha się za nic”, oraz w Antologii „Modlitwy i refleksje na Boże Narodzenie”. Brała udział w Festiwalu Poezji Słowiańskiej w Warszawie i w Wilnie, gdzie prezentowała swoją twórczość w Domu Polskim i szkołach polskich na Wileńszczyźnie. Uczestniczka Światowego Dnia Poezji UNESCO. Jest autorką recenzji i felietonów. Od 2014 roku jest w Kolegium Redakcyjnym „Myśli Literackiej”, dodatku do gazety „Myśl Polska”. Najnowszy tomik poetycki wydała w 2015 r. pod tytułem „Supermen” / Wyd. Komograf /. Wiersze Grażyny Kowalskiej były tłumaczone na język bułgarski / 2015r /. Publikowane są też w Świętokrzyskim Magazynie Kulturalno-Literackim Ars Pro Memoria. W 2016 r. odznaczona medalem „Zasłużony dla Kultury Polskiej”. e-mail: delfin1959@wp.pl
 
 
Wiersze:

Jestem

Ptakiem ulatuję z rąk twoich,
silniejsza od burzy,
mocniejsza od nadziei.
Wszystkie przeciwne wichry są banałem.
Tworzysz od nowa mnie całą.
Dzisiejszy dzień,
wypełniasz plasterkiem tajemnicy,
rozkoszą przygody, chórem anielskim,
drżeniem babiego lata.
W twoich ramionach rozkołysana,
jestem kaczeńcem przy drodze,
makiem polnym,
źdźbłem żyta, lutnią,
Nokturnem Mistrza,
leśną poziomką.

Nie przemijam.

Grażyna Dorota Kowalska


Jesteś

Na stole kwiat różany pogubił
czerwone płatki tęsknoty.
Odstawiona w pośpiechu
filiżanka z wiedeńskiej porcelany,
stygnie w bieli koronki.

W alejach duszy  napotykam Twoje ślady.
Widzę Cię w obrazach czasu.
Jesteś w nokturnie Fryderyka,
w śpiewie ptaków,
i na parkowej polanie.
Wszędzie TY.
Słowa zatrzymane w naszej przestrzeni….
- Jesteś – zostań – bądź.

Grażyna Dorota Kowalska


Magia

Wiersze utkane,
z pajęczej nici wydarzeń,
snują się gromadnie.
Przysiadam.
Piszę dalej i coraz więcej.
Wróżę z bryzgów piany.
Oblekam w magię,
ostatecznego przeznaczenia,
konfabuluję,
rozkołysana na fali.
Łódź pewnie idzie pod wiatr.
Odpoczywam,
wpatrzona w biel lilii wodnych.
Nenufary – magiczne!

Doro-Grey


Marionetka

Marionetka zawieszona
na sznureczkach wymagań innych.
Nic sama nie znaczy.
Poddaje się, ale chciałaby się oprzeć.
Boi się zmian !.
Marionetka przewraca oczami,
trzepocze rzęsami, uśmiecha,
czy potrafi coś poza tym?
Za krótko spięte sznurki pociąga ktoś
sprawnie z rozmysłem.
Kukiełka bezwolnie podskakuje.
Tak już pozostanie na zawsze?
Będzie mogła tylko trzepotać rzęsami,
uśmiechać, obiecywać, ale nic poza tym!
Czy marionetka przebudzi się ze snu ?
Zerwie nici, które ją krępują….
I pójdzie drogą własnych przekonań,
bez oglądania wstecz?.
Sterować będzie sama sobą.
Manewry innych odrzuci.
Czy odnajdzie szczęście?
Wie, że nazywają to szczęściem
… w złotej klatce.

Grażyna Dorota Kowalska


„INNA” str.6
Orgazmiczna Kula Ognia.

Jak zwykle wszystko zaczęło się delikatnie ze smakiem. To był niezwykły splot zdarzeń i fascynacji, który w życiu kobiety może zdarzyć się tylko raz, albo wcale. Tyle ich wcześniej miałam. Niewyobrażalne i nie wiarygodne było dopiero przede mną. Stało się, kiedy długo dojrzewałam w gorących, mocnych ramionach. Niepojęta siła, inwazja miłości, kosmiczna fala sprawiły to. Planety Mars i Wenus zderzyły się ze sobą i wyładowały /wygenerowały/ moc energii. Widziałam je połączone w jedną ognistą kulę. Byłeś przy mnie bardzo blisko, a równocześnie daleko, nie widoczny, jakby antymaterii. / Blisko, a dzieliły nas lata świetlne. / Balansowałam gdzieś w jądrze kuli. Czy mogło to się zdarzyć? W obłędzie czułych słów odbywał się akt stworzenia. Nowej mnie samej. Pędzi ta kula ognia, czy ja jestem tym ogniem? Ten ogień nie parzył. Rodziłam pozazmysłowo nieziemską rozkosz, w obłędzie ciał i mojego jęku. Uniosłam się ponad własne odczucie. Niemożliwe, nienamacalne stało się możliwe. Zakończyło się tak nagle, jak się zaczęło. Deszczem słodkich łez. Zagubiona w tej arkadii, Raju, krainie szczęśliwości, eldorado, długo szukałam wytchnienia. Zmieniło się moje wyobrażenie. Stałam się świetlista i promienna. Już teraz wiem, że tylko z Nim mogłam dosięgnąć szczytów i niejako wyróżniona mogłam poznać tę niepojętą i nie poznaną przez ludzki umysł tajemnicę. Żadna z kobiet nie wie, że tak nieziemsko można kiedyś odczuwać życie. Czy tak wygląda Boska miłość i słodycz Raju? Odkryłam kolory istnienia, zasnęłam w zachwycie, w półomdleniu. A, On po tym wszystkim uciekł, bez udzielenia pierwszej pomocy z łoża miłości. Przerażony i osłabiony, szczęśliwy, jak nigdy dotąd. Dopisek Ze zwierzeń moich koleżanek, mogę zacytować: on ucieka przerażony, zanim się wszystko zacznie! – To one mogą mi pozazdrościć.
 
„Inna” – zainspirowała mnie do wydania tego tomiku w roku parzystym mojej z nim znajomości. Opatrzyłam tomik nie przypadkowo tytułem „Supermen”.
 
Grażyna Dorota Kowalska
/ 2015 /


POWROTY OJCZYŹNIANE

Wstęp.

W czasie czerwcowego pobytu na zamku w Pułtusku dowiedziałam się, że przebywa tu duża grupa polskich repatriantów, która przyjechała z Kazachstanu. Repatrianci znaleźli gościnę na terenie Domu Polonii na Zamku w Pułtusku. Przybyli tutaj z całymi rodzinami. Powrót do ojczyzny jest dla wielu repatriantów ze Wschodu spełnieniem marzeń, ale też wyzwaniem związanym m. innymi z nauką języka ojczystego. Dzięki nowelizacji ustawy repatriacyjnej nasi rodacy mieszkający w azjatyckiej części byłego ZSRR m.in. z Syberii, Kazachstanu mogą przyjeżdżać do Polski, osiedlać się i pracować.

Stepy obecnego Kazachstanu to przede wszystkim miejsce deportacji ludności polskiej w latach trzydziestych XX stulecia z Wołynia i Podola oraz ziem kresowych II Rzeczypospolitej w czasie II wojny światowej. Potomkowie zesłańców popowstaniowych zamieszkują głównie na Syberii.

Obecny dyrektor obiektu pan Michał Kisiel w tym trudnym czasie / pandemia /, zajmuje się dużą grupą repatriantów, ponad stu pięćdziesięcioosobową. Z ramienia Stowarzyszenia „Wspólnota Polska” nadzoruje proces adaptacji repatriantów przebywających na Zamku w Pułtusku. Wrócili do kraju, do upragnionej Polski po wielu latach tułaczki, a Dom Polonii w Pułtusku stał się ich pierwszym polskim domem.

Znaleźli swój dom, wymarzone miejsce, tu otrzymali pełną opiekę, zakwaterowanie, wyżywienie, naukę języka polskiego, zajęcia przysposabiające do nowego życia, do nowych warunków. Ważnym elementem pobytu repatriantów na zamku jest możliwość uczestniczenia w kursach zawodowych, podniesienia swoich kwalifikacji, kursach języka polskiego dla zdobycia umiejętności i swobody posługiwania się językiem polskim. Jednocześnie uczą się polskiej historii i tradycji.

Na placu zabaw obok tawerny nad Narwią codziennie teraz rozbrzmiewają wesołe, rozbawione glosy dzieciaków, plac zabaw zapełnił się radością dzieci i ich rodziców, gwarem, zabawą. Dobiegają do nas rozmowy w języku polskim, czasem w obcym języku, nawet rosyjskim. Widać, że czują się tu dobrze, swobodnie i bezpiecznie.

Rozmawiałam z napotkanymi przypadkowo kilkoma osobami. Postanowiłam przeprowadzić wywiad z jedną z rodzin, młodym małżeństwem z dwojgiem dzieci, rodziną repatriancką, poznaną w tym dniu w kawiarni – tawernie portowej.

Chciałam usłyszeć od nich bezpośrednio relację dotyczącą ich życia w Kazachstanie, usłyszeć historię rodziny, opowieść o przodkach, którzy tam zamieszkali, o ich tęsknocie za krajem, a przede wszystkim o pielęgnowaniu przez nich i ich rodzinę, polskości, języka ojczystego, determinacji w dążeniu do powrotu do ojczyzny. Zapragnęłam aby o tej historii opowiedzieć, aby dowiedzieli się o tym inni.

I tak, poprosiłam tych młodych ludzi o chwilę rozmowy, chętnie zgodzili się i opowiedzieli nam swoją historię życia i ich rodziny. Przeprowadziłam wieczorem wywiad, a to co usłyszałam wielce mnie zaskoczyło.

Uważałam do tej pory, że ci ludzie wysiedleni kiedyś z kraju są skryci, nieufni, wręcz ubodzy, że na nic ich nie było stać. Aż tu nagle spotykam rodzinę wykształconą o różnych zdolnościach i talentach, która dorobiła się na emigracji ciężką pracą jakiegoś majątku, więc teraz jest zamożna. Wiele lat wcześniej ich dziadkowie jako zesłańcy wszystko stracili, musieli porzucić rodzinne strony i udać się na przymusową tułaczkę do Kazachstanu, który był jedną z Republik ZSRR.

. Ich pradziadowie i dziadkowie posiadali w Polsce przed wysiedleniem znaczny majątek

- 2 -

na terenie obecnej Białorusi. Przysporzyło im to na zesłaniu wiele dodatkowych cierpień i prześladowań ze strony komunistów. Poznali twarde życie, co to głód, bat i nienawiść wroga, znęcanie i śmierć.

Taka wiadomość, to dla nas twórców, nie posiadających rzetelnych i pełnych wiadomości o emigracji i wysiedleńcach, to jakiegoś rodzaju sensacja. Nie mogłam długo wyjść z podziwu. Nowe wyobrażenie o Polakach na emigracji. To niezwykłe spotkanie zburzyło nasz stereotyp myślenia. Bardzo przyjacielskie i serdeczne spotkanie. Patrzyłam na młodą parę, małżeństwo z dwójką małych dzieci i życzyłam im w myślach wszystkiego najlepszego w dążeniu do celu. Alla i Grzegorz powiedzieli mi, że mają zamiar wziąć kredyt i jak najszybciej kupić dom w pobliżu Warszawy, osiąść tam na stale i otworzyć własną działalność gastronomiczną, oboje posiadają wyższe wykształcenie. Grzegorz ma już doświadczenie, bo prowadził w Kazachstanie restaurację.

Już będąc w Polsce, przebywając w okresie przejściowym na terenie Domu Polonii w Pułtusku przeszli odpowiednie kursy. Wiedzą jak krok po kroku osiągnąć zamierzony cel. To ludzie odważni, przebojowi z dziada, pradziada, pełni energii i optymizmu.

Genetycznie zaprogramowani na sukces. Silni charakterem ludzie. Nie poddający się losowi, ani wydarzeniom. Wysłuchałam historii rodziny przesiedleńczej, jak to co nie możliwe stało się możliwe. Cała ich rodzina już jest w kraju. Docierali do macierzy etapami, z determinacją, konsekwentnie i z uporem. Przylecieli po wielu godzinach lotu z przesiadką i w niepewności do ostatniej chwili.

Pisząc te słowa nie martwię się o młode osoby znające język ojczysty, kreatywne. Te poradzą sobie w nowej rzeczywistości. Ale wracają też ich rodziny, rodzice i dziadowie w podeszłym wieku. Różnie to już jest u nich z mową ojczystą, naszym językiem polskim. Bywa i tak, że w ogóle go nie znają lub nie pamiętają. Są to ludzie z różnorodnych środowisk. Ludzie z miast, oraz wsi, prześladowani, którym zabroniono kiedyś mówić po polsku, wielu z nich zapomniało już mowę ojczystą, ale ducha im nie złamano, nie odebrali im wiary, że kiedyś powrócą do Polski. Wiara czyni cuda więc ich marzenia spełniły się.

Dowiedziałam się, że ta właśnie rodzina naszej rozmówczyni imieniem Alla Berdnikowa z RYMASZEWSKICH posiada herb rodowy ”POBÓG”.

Wrócimy do tego wątku w czasie dalszej rozmowy.

Pytanie: - Jakie były etapy realizacji zamierzeń przyjazdu na stałe do Polski?

Już jako trzynastolatki po raz pierwszy obie siostry Alla i Olga przyjechały do Polski na obóz / Sianów i Gdańsk / uczyć się języka ojczystego z myślą o upragnionym powrocie do Polski. W wieku 16 lat siostra Olga rozpoczęła studia medyczne w Polsce, a po ich ukończeniu została już na stałe w Polsce gdzie przebywa od 2002 roku . Olga ukończyła Uniwersytet Medyczny w Warszawie i w czasie studiów poznała przyszłego męża Zbigniewa, za którego wyszła za mąż. Obecnie oboje zamieszkują na stałe razem z trojgiem córek w Izabelinie.

Moja rozmówczyni Alla studiowała w Polsce na Uniwersytecie Warszawskim, ale studia przerwała i wyjechała do męża Grzegorza do Ałma Aty i tam studiowała jeszcze ekonomię. Mąż Ally Rymaszewskiej imieniem Grzegorz / Grygorij Berdnikow / po studiach zamieszkał wraz z nią w Ałma Acie. - Staraliśmy się o wyjazd do Polski, mówi Alla, na zgodę czekaliśmy rok. Otrzymaliśmy wizę repatriacyjną dla nas i dzieci / Milena i Artur /. Decyzję otrzymaliśmy we wrześniu

- 3 -

2019 roku i zaraz w miesiącu październiku złożyliśmy wniosek o pobyt w ośrodku repatriacyjno – adaptacyjnym w Pułtusku. Przybyliśmy do Polski, a ściślej do Pułtuska w grudniu 2019 roku. Pobyt w ośrodku w Pułtusku planowany był na okres 6 miesięcy, ale uwagi na ogłoszoną pandemię pobyt nasz został przedłużony o dalsze trzy miesiące. Tutaj na miejscu mamy naukę języka, kursy zawodowe, otrzymujemy pomoc finansową.

Mąż ukończył kursy kucharskie i ma już doświadczenie w tej profesji. Mamy dwoje dzieci, córka starsza Milena chodzi do podstawówki, a młodszy syn Artur do przedszkola, oboje uczą się języka polskiego.

Tata mój Anatol wraz z mamą Ludmiłą od 3 lat przebywają w Polsce, / sami po otrzymaniu zgody dostali termin roku na przygotowanie się do wyjazdu do Polski /, wyjechali z Ałma Aty w 2017r. Rodzice obecnie mieszkają w Warszawie, tata ma obywatelstwo polskie / mama ma kartę stałego pobytu /. Nie sprzedali do tej pory domu w Ałma Acie, ponieważ to było zabezpieczeniem na wypadek, gdyby czas powrotu do Polski ich dzieci przedłużył się.

Pytanie: Jak przedstawiała się w skrócie historia wysiedlonej rodziny Rymaszewskich?

- Alla Rymaszewska z męża Berdnikowa wspomina, cytuję:

„ W 1935r pradziadek Bronisław Rymaszewski z dziećmi został aresztowany i wojsko wywiozło pradziadka z jego posiadłości do Kazachstanu obwód Ałmatyński.

Miał tam ciężkie życie, cierpiał głód, był szykanowany, nałożyli na niego obowiązek aby regularnie meldował się w na policji w Issyku oddalonej od wsi, miejsca zamieszkania 36 km. Komunikacji wtedy nie było więc pradziadek musiał iść na piechotę aby zameldować się, że jest.

Tata mój Anatol urodził się już na zesłaniu w miejscowości Issyk, koło Ałma Aty, gdzie zamieszkał na stałe. Ja i moja starsza siostra Olga urodziłyśmy się w Issyku.

Mama moja Ludmiła poznała męża Anatola, mojego ojca w okresie, kiedy oboje pracowali w Kołchozie. Jako uczniowie w czasach szkolnych jeździli ze szkoły zbierać winogrona. Pierwsze spojrzenia tam wymienili, pierwsza sympatia.

Mama była księgową w kołchozie a tata agronomem. / Mieli dwie córki Olgę i młodszą Allę. / Obie zostałyśmy ochrzczone w obrządku prawosławnym, jak ojciec, matka miała bułgarską krew. Chrzciny odbyły po cichu.

Rodzice byli dobrymi fachowcami, pracowitymi ludźmi. Oprócz pracy mieli także swoje gospodarstwo ze zwierzętami. Matka doiła krowy, mleko sprzedawali w Ałma Acie. Nocą matka Ludmiła zajmowała się sprawami księgowymi.

Rodzice założyli szkołę taneczną. Był również działaczem społecznym. Zorganizował klasę języka polskiego w Issyku i Stowarzyszenie Polaków. Rodzice nie znali języka polskiego, ponieważ nie można było rozmawiać po polsku. Na południu od Issyka mieszkał dziadek, który pamiętał język polski, ale nikt z pozostałych nie pamiętał języka polskiego..

Tata mój przyjeżdżał do Polski, czuł się Polakiem i przekazywał nam wiedzę. Kiedy byłam w siódmej klasie rodzice kupili nam komputer, abyśmy z siostrą poznały język polski. Chodziłyśmy też na naukę języka polskiego do klasy dla Polaków w mieście Issyk. W rozmowach rodzice wspominali często, że chcą wrócić do Polski. Tata, Anatol Rymaszewski ukończył technikum i uniwersytet w Ałma Acie. Otrzymał dom. Obie z siostrą pobierałyśmy naukę w szkole muzycznej w klasie fortepianu. Starsza siostra Olga jako 16 latka wyjechała do Polski gdzie rozpoczęła studia, zamieszkała w akademiku.

- 4 -

Ojciec rozpaczał, że posyła dziecko samo w świat. Olga skończyła medycynę, a ja /Alla / studia ekonomiczne. W czasie studiów w Warszawie Olga poznała przyszłego męża i wyszła za mąż. Obecnie zamieszkują wraz z trojgiem dzieci w Izabelinie”.

Pytanie: Alla - jeśli znasz, to opowiedz nam jaka jest historia herbu rodowego?
- Na podstawie przekazów ustnych, zapisków i ocalałych dokumentów, mogę przytoczyć trochę historii rodu Rymaszewskich: „Przez cały okres panowania Piastów, a potem Jagiellonów przodkowie byli najpierw książęcymi, a potem królewskimi drużynnikami. Na starość osiadali na królewszczyznach sposobiąc synów i wnuków do rycerskiego rzemiosła. Z początkiem 1546 roku, król Zygmunt August obdarował ostatniego z rodu Zagłobczyków małą posiadłością puszczańską Ryma, koło Kopyli. Obecnie na Bialorusi (ówczesnej części Rzeczypospolitej).

Wieść niesie iż był on bohaterskim wojakiem, przepięknie grał na lutni i zawsze towarzyszył królowi. Syn jego Grzegorz przybrał nazwisko Rymaszewski - od miejscowości Ryma, położonej koło Kopyli. Miejscowość puszczańska Ryma nadana była ostatniemu z Zagłobczyków przez króla Zygmunta II, ostatniego z Jagiellonów. Nazwisko zatwierdzone przez Zygmunta III Wazę w roku 1610.

Tu odsyłam do materiałów źródłowych - dokładny opis herbu rodowego znajduje się w Herbarzu Polskim / Niesiecki, Ostrowski, Siebmacher / okres – koniec XIV wieku, autor Tadeusz Gajl”. Herb "POBÓG" – opis:
Herb ten zwany był też „Poboże”. "Podkowa barkiem do góry stojąca w polu błękitnym; srebrna albo polerowana, żelazna. Na grzbiecie jej krzyż złocisty, nad hełmem chart do pól, jak gdyby wyskakujący z korony na prawą rękę w obroży ze smyczą." Herbu tego używa między innymi i ród Rymaszewskich, pochodzący od Zagłobczyków.

Pytanie: proszę podaj Alla w skrócie historię twojej rodziny już na zesłaniu w Kazachstanie:

Mogę przytoczyć historię rodziny według opisu mojej mamy Ludmiły i mojego ojca Anatola Rymaszewskiego.

„ Rodzina Rymaszewskiego Bronisława s. Antoniego i Rymaszewskiej Emilii zd. Wojnicz mieszkała na terenie Obwodu Mińskiego w Rejonie Kopylskim w wiosce Mosiewicze. Wcześniej to były ziemie należące do Polski, więc owa rodzina miała wiele krewnych w Polsce. Według opowieści rodziców to była duża i zamożna rodzina. Pradziadek nazywał się Rymaszewski Bronisław s. Antoniego, ur. 1885 roku, babcia Emilia Rymaszewska (zd. Wojnicz) umarła w roku 1931 i została pochowana w Rejonie Kopylskim w wiosce Rudniki.

Mieli dzieci:

– Syn Rymaszewski Czesław s. Bronisława – ur.1911 roku;

– Syn Rymaszewski Edward s. Bronisława – ur. 1920 roku

– Syn Rymaszewski Bronisław s. Bronisława – ur.1922 roku;

– Córka Rymaszewska Irena c. Bronisława – ur.1926 roku

– Syn Wincenty s. Bronisława – ur. 1928 roku;

  • Syn Rymaszewski Giennadij s. Bronisława – ur. 1930 roku.

- 5 -

To była rodzina, mająca mocne więzi, nie znająca ani biedy, ani nędzy. Zimą 1931 roku pewnego mroźnego dnia babcia Emilia jechała saniami z rocznym synkiem Giennadijem przez rzekę po lodzie. Po załamaniu pokrywy lodowej sanie wpadły do wody. Emilia zdążyła wyrzucić synka na brzeg, natomiast sama wpadła do zimnej wody, po czym mocno zachorowała, nie mogła wyzdrowieć i umarła w roku 1931.

Wychowaniem sześciorga dzieci zajmował się owdowiały Rymaszewski Bronisław s. Antoniego, w czym pomagała mu jego siostra. Mówili do niej „ciocia”.

Wkrótce po tym nieszczęściu przyszło kolejne. W lipcu 1935 roku do domu pradziadka przyszli wojskowi, którzy szukali jakiegoś skarbu, złota... Nic nie znaleźli, tylko zabrali naszego pradziadka Bronisława do NKWD. Trzymano go tam przez kilka dni. Nie mówiono nam z jakiego powodu został aresztowany. Siostra jego, która pomagała mu

w wychowaniu dzieci, nie czekając na powrót brata, wsadziła do bryczki wszystkich dzieciaków – małych i dużych – i przywiozła je pod budynek NKWD. Weszła do wewnątrz i powiedziała do komendanta, że przywiozła skarb, którego tak uporczywie szukali.

Komendant wyszedł na ulicę, gdzie ciocia pokazała mu sześcioro dzieci, siedzących w bryczce. Powiedziała, że są wychowywane bez matki. Komendant poprosił siostrę by wróciła do domu i obiecał, że następnego dnia Pan Rymaszewski opuści więzienie NKWD. Jednakże nie dotrzymał słowa i później powiadomił, że w ciągu 24 godzin one muszą spakować swoje rzeczy i wynieść się z miasta.

Następnego dnia funkcjonariusze NKWD pod przymusem przewieźli dzieciaków i ich rzeczy na peron stacji. Pradziadka Bronisława przyprowadzili prosto z NKWD, gdzie tam przebywał przez kilka dni. Wszystkich wsadzili do pociągu. Zostali umieszczeni w wagonie, w którym zazwyczaj przewożono bydło. Przy czym dziadka Bronisława umieścili oddzielnie od dzieci, nie pozwolili im jechać razem. Nie wiemy z jakiego powodu siostra, pomagająca dziadkowi w wychowaniu dzieci, nie pojechała razem z nimi.

NKWD ZSRR wysłało dziadka Bronisława s. Antoniego i jego sześcioro niepełnoletnich dzieci na miejsce osiedlenia położonego na terytorium Kazachstanu.

Ponad dwa miesiące jechali pociągiem do Kazachstanu. Ludzie umierali w drodze z głodu, wycieńczenia i pragnienia, opowiadali, że widzieli jak zmarłych zabierano z pociągu. Wszystkich represjonowanych mieli zawieźć do GUŁAGU. Rodziców również. Nie wiedzą dlaczego zamiast GUŁAGU ich przywieziono w inne miejsce osiedlenia w okolicach Ałma Aty. To miejsce osiedlenia było położone w stepach Rejonu Enbekszykazachskiego Obwodu Ałmatyńskiego i miało wolne do zamieszkania tylko dwie ziemianki. Wszystkich przymusowo wywiezionych ze swoich miejsc zamieszkania porzucono na pastwę losu i przetrwanie.

Aby jakoś przeżyć byli zmuszeni budować ziemianki. Budowano je z tego, co było pod ręką: szuwary, glina, trzcina, zarośli. W tamtym roku akurat panowała bardzo mroźna zima. Sporo ludzi nie przeżyło w tych nieludzkich warunkach i zmarło z głodu, zimna i cierpienia. Obecnie w tym miejscu znajduje się wieś Bazarkeldy. Warunki zamieszkania w nowym miejscu były bardzo surowe. Wszyscy musieli pracować od rana do wieczora. Nie otrzymywali żadnego wynagrodzenia za swoją pracę, radzili sobie jak mogli. Oprócz tego wszystkie osoby powyżej 16 roku życia były rejestrowane w oddziale NKWD miasta Issyk. Miejsce osiedlenia wyznaczone przez NKWD było w odległości 36 km od Issyka, więc wszyscy musieli tam docierać na sprawdzanie obecności na piechotę. Osobom zarejestrowanym w NKWD wydano zakaz opuszczania rejonu. Jeżeli nie wykona rozkazu kierownictwa osady, będzie uwięziony na kilka dni w klasztorze więziennym tzw. KPZ.

- 6 -

Oprócz tego najstarszych dzieci dziadka Bronisława – Edwarda i Czesława – pod przymusem wysłali do Karagandy, aby pracowali na kopalniach. Warunki pracy tam również były ciężkie i nieludzkie. Bronisław s. Bronisława nie wytrzymał niewoli i po jakimś czasie uciekł. Dotarł do Pietropawłowska i dołączył do dopiero powstającego w tamtych czasach Wojska Polskiego. To był początek II Wojny Światowej.

Bronisław walczył podczas wojny i doszedł do Polski. W pewnej bitwie został ranny i trafił jako jeniec wojenny do niewoli. Próbował uciec, ale nie powiodło się, był złapany i wraz z innymi uciekinierami skazany na powieszenie. W ostatniej chwili przed egzekucją na rozkaz oficera niemieckiego egzekucję wstrzymano. Wszystkich jeńców ponownie rozmieścili w obozie wojennym. Po jakimś czasie pod koniec wojny zostali uwolnieni przez wojska

armii brytyjskiej, która w tamtych czasach była sojusznikiem Armii Czerwonej. Na skutek ran, zdobytych w bitwach, Rymaszewski Bronisław s. Bronisława został uwolniony z obozu i pozostał w Polsce, do której zawsze marzył wrócić. Jego marzeniem było także, aby do Polski wróciła cała rodzina, która była przez cały czas w specjalnym miejscu osiedlenia w Kazachstanie. Bronisław s. Bronisława ożenił się z Walerią i zamieszkał w Dębinie woj. Olesno. W 1947 roku urodził im się syn Józef.

W Kazachstanie natomiast uważany był za zaginionego bez śladu. W mieście Jesyk (byłym Issyku) Rejonu Enbekszykazachskiego jest Pomnik Nieznanego Żołnierza, gdzie wśród innych zaginionych żołnierzy upamiętniono imię i nazwisko Rymaszewskiego Bronisława s. Bronisława.

Po wojnie jakiekolwiek więzi z Polską były zakazane. Z wielkim trudem siostra Irena odnalazła brata Bronisława. Przez długie lata wysyłała liczne listy do radzieckiego Czerwonego Krzyża, do Prezydenta Polski, do Sekretarza Generalnego KC KPZR Chruszczowa. Wreszcie otrzymała odpowiedź od radzieckiego Czerwonego Krzyża, że Bronisław mieszka w polskim Dębinie, woj. Olesno. Ta wiadomość pozwoliła rozpocząć korespondencję. Bronisław nadal marzył o tym, żeby cała rodzina wróciła do swojej ojczyzny Polski. Niestety marzenia pozostały marzeniami i nie wszystkim udało się wrócić do Polski.

Zgodnie z uchwałą Rady Ministrów ZSRR nr 62-41 z 17 stycznia 1956 r. członkowie rodziny zamieszkujący w specjalnej osadzie NKWD koło Ałma Aty zostali wyrejestrowani i wszyscy otrzymali możliwość opuszczenia osady. Rymaszewska Irena c. Bronisława wyszła za mąż za Charanżewskiego Mieczysława, który z pochodzenia był Polakiem i razem z dziećmi przeprowadziła się na stałe do miasta Ałma-Aty, które w tamtym okresie było stolicą Kazachskiej SRR.

Starszy syn dziadka Bronisława razem z rodziną również przeprowadził się do Ałma Aty, a później cała rodzina wróciła na ojczystą ziemię do miasta Kopyl na Białorusi.

Synowie dziadka Bronisława Edward i Giennadij zamieszkali w mieście Kamenogorsk Kazachskiej SRR. Założyli własne rodziny, wybudowali dom i zamieszkali wspólnie pod jednym dachem.

Bez względu na mijające lata rodzinę nadal ciągnęło do miejsc rodzimych. Kiedy rodzice przyjechali odwiedzić grób matki Emilii Rymaszewskiej (Wojnicz), dowiedzieli się, że podczas wojny (2 lutego 1943 r.) wioska Mosiewicze została przez Niemców całkowicie spalona razem z mieszkańcami.”

Nasz pradziadek Rymaszewski Bronisław s. Antoniego, jego dzieci i nasi rodzice nie stracili poczucia patriotyzmu i samozachowawczości, dużo pracowali, przeżyli trudne czasy,

- 7 -

założyli rodziny. Bez względu na zakazy zawsze pamiętali o swoim pochodzeniu, kulturze i języku.

Oto w takich ciężkich warunkach dziadkowie przeżyli swoje życie, wychowali dzieci, prawie wszystkim dali możliwość skończyć studia wyższe, zdobyć zawód. Ale najważniejsze czego rodzice nauczyli ich, / nas / to patriotyzmu i bycia Człowiekiem.

Pełny opis losu naszej rodziny został opisany i opublikowany piśmie: Ałmatyńskim Kurierze Polonijnym Nr.1 / 12 / w 2016 roku, w cyklu „rodzinne historie”.

Na zakończenie jeszcze ostatnie pytanie.

Pytanie: Opowiedz Alla jeszcze o swoim związku z Grzegorzem?

- Alla: mąż Grzegorz pochodził z Issyku, poznałam go w czasie nauki, ale dopiero kiedy byłam dorosła, już po studiach wstąpiłam w związek małżeński. Ślub nasz odbył się w Ałma Acie i tam razem zamieszkaliśmy. Mąż mój Grzegorz był pracownikiem bankowym, bywał kilka razy w Polsce, przyjeżdżał do mnie, wcześniej uczył się języka. Ja pracowałam w redakcji lokalnego czasopisma w Ałma Acie.

Pragnienie powrotu do Polski było w naszej rodzinie od zawsze, od dziecka. Papiery na powrót do rodzinnego kraju złożyłam w 2007 roku. W grudniu 2019 r. otrzymaliśmy decyzję o powrocie, wizę repatriacyjną. Wtedy dzieci nasze Milena i Artur były już na świecie. Póki nie było jeszcze dokumentów powoli przygotowywaliśmy się do wyjazdu. Pakowaliśmy najcenniejsze rzeczy. Do ostatniej chwili pracowaliśmy oboje, a nawet jeszcze przed wyjazdem dostaliśmy zgodę na własną działalność gospodarczą.

Zrezygnowaliśmy ze wszystkiego i wyruszyliśmy w podróż do kraju. Wiedzieliśmy, że podróż będzie długa, że będziemy musieli pokonać pięć tysięcy kilometrów.

Podróż z dziećmi była bardzo trudna samolotem. Zaczynaliśmy nowe życie z wiarą i niedowierzaniem, że to wszystko stało się realne: ,,Miałam wrażenie, że przekreślam wszystko co było” - mówi Alla. Udało się jednak. Nie było problemu. Podróż trwała sześć godzin samolotem do Mińska z Ałma Aty, potem przerwa osiem godzin w Mińsku. I później lot półtorej godziny do Polski. Wreszcie upragnione lotnisko Chopina w Warszawie. Bagaż nasz, to cztery duże walizki.

Kiedy przekroczyliśmy polską granicę byliśmy już automatycznie u siebie, wreszcie szczęśliwi, w pełni nadziei. Wielka radość!

Po radosnym okresie kilku tygodni w Pułtusku, przyszedł czas na procedury związane z otrzymaniem polskich dokumentów, oraz potwierdzeniem obywatelstwa polskiego. Kolejnym krokiem było spolszczenie imion i nazwisk oraz wyrobienie polskich dowodów tożsamości.

Mamy już polskie dowody i paszporty. Po opuszczenia Domu Polonii w Pułtusku chcemy zatrzymać się w Warszawie na jakiś czas”.

- Bardzo dziękuję Wam za tak obszerny wywiad, za przekazanie tylu cennych i ciekawych faktów, za to że inni czytelnicy będą mogli poznać również losy rodziny Rymaszewskich. Niech sprzyja Wam los – życzę dużo szczęścia i zdrowia na nowej drodze życia.

Młodzi ludzie Alla i Grzegorz marzą wspólnie o podjęciu pracy, chcą prowadzić własną

- 8 -

działalność gastronomiczną, kupić dom.

To są ludzie sukcesu, bardzo pracowici, ambitni, przedsiębiorczy, mający silną wolę, niestrudzeni. Dusza ich przepełniona jest polskością i patriotyzmem. Z pewnością osiągną zamierzone cele i wychowają własne dzieci na dobrych Polaków.

Wywiadu udzieliła: Alla Berdnikowa, z d. Rymaszewska

Wywiad przeprowadziła: Grażyna Dorota Kowalska

Poświadczam zgodność tekstu: Alla Berdnikowa

Pułtusk, dnia 26 lipca 2020r

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

X Festiwal Poezji Słowiańskiej, 12 października 2017 r., Sala Zielona Domu Polonii

  W ramach trwania X Festiwalu Poezji Słowiańskiej, w dniu 12 października 2017 r. w Sali Zielonej Domu Polonii odbyło się spotkanie poetów zagranicznych i poetów – członków Klubu Literackiego „Nasza Twórczość” Stowarzyszenia Wspólnota Polska, które prowadził – Przewodniczący Klubu – Jan Rychner. Na spotkaniu poetyckim był nasz kolega klubowy z Radomia: Czesław Banaszczyk; z Kielc przyjechał Bogumił Wtorkiewicz; a z Ostrowca Świętokrzyskiego: koleżanka, poetka Bożena Gniazdowska. Na pianinie grał do wierszy prof. Aleksander Żukowski, na gitarze akompaniował Irenie Łukszo, kolega Eugeniusz Piotr Witek. Zaszczyciła nas obecnością znakomita wokalistka Pani Anna Kurpińska, absolwentka Akademii Muzycznej w Warszawie, która śpiewała przy własnym akompaniamencie. Każdy z obecnych na spotkaniu naszych poetów czytał po kilka wierszy, a Andrzej Rodys, jak zawsze wspaniale recytował swoje wiersze z pamięci. Bardzo efektownie zaprezentował swoje wiersze poeta z Wietnamu Lam Quang My...

W wieku 81 lat zmarł Aleksander Nawrocki. Uroczystości pogrzebowe odbędą się 9 maja 2022 r. o godz. 14.00 na Cmentarzu Powązkowskim Wojskowym

Z wielkim żalem zawiadamiam, że wczoraj odszedł od nas przyjaciel, znakomity poeta, człowiek prawy i wielkiego serca – Aleksander Nawrocki. Był założycielem i wydawcą znaczącego w literaturze polskiej i zagranicznej kwartalnika „POEZJA dzisiaj”, założycielem i redaktorem naczelnym Wydawnictwa Książkowego IBiS, twórcą dwu wielkich imprez literackich: Światowych Dni Poezji UNESCO i Festiwalu Poezji Słowiańskiej. Odznaczony przez czterech prezydentów, członek ZAiKS i ZLP – zasłużony dla literatury i kultury polskiej. Znakomity literat i tłumacz, kolega, którego środowisko nazwało „księciem poezji polskiej”. Wielokrotnie zaszczycał nas obecnością na spotkaniach literackich w Salonie Literackim „Schillingówka” u Elik Aime w Piasecznie, gdzie przez ostatnie dwa lata uroczyście obchodził swoje Urodziny. Aleksander Nawrocki był wybitnym poetą, związanym ze środowiskiem literackim w Polsce i wielu krajach świata. Zmarł w wieku 81 lat. Cześć jego P...

Wieczór autorski poety Jana Rychnera pt. „Rosa Erotica”

W dniu 7 listopada 2017 r. w kameralnej sali Biblioteki Publicznej Dzielnicy Praga Południe, przy ul. Meissnera odbył się wieczór autorski poety Jana Rychnera. Wiersze prezentowane były z tomiku pt. „Rosa Erotica”, przeplatane muzyką i śpiewem Jacka Boduły / gitara klasyczna /. Uczestników wieczoru powitała Pani Mirosława Majewska – dyrektor Biblioteki. Wiersze przemiennie z autorem czytała Grażyna Dorota Kowalska, członkini SAP II Oddz. W-wa i Klubu Literackiego „Nasza Twórczość” Stowarzyszenia Wspólnota Polska. Jan Rychner nie tylko czytał swoje wybrane wiersze, ale także opowiadał o twórczości, o działalności Klubu Literackiego i odpowiadał na pytania z sali. Artyści: Jacek Boduła, Grażyna Kowalska, Jan Rychner Powitanie uczestników wieczoru przez Panią Dyrektor Mirosławę Majewską   Publiczność